Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Użytkownik

Wybory 2011

Utworzony przez Gość, 30 czerwca 2011 r. o 14:23
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu podjął decyzję o dopuszczalności skarg katyńskich - poinformował MSZ. Decyzja ta umożliwia rozpatrzenie w Strasburgu skarg polskich obywateli przeciw władzom Rosji w związku z domniemanymi nieprawidłowościami w wyjaśnianiu przez Rosję zbrodni katyńskiej. Brak należytego postępowania wyjaśniającego zbrodnię katyńską to podstawowy zarzut, jaki stawiają władzom Rosji rodziny zamordowanych przez NKWD w 1940 r. Polaków. 12 lipca Europejski Trybunał Praw Człowieka upublicznił dwie decyzje z dnia 5 lipca 2011 r. w sprawie dopuszczalności tzw. „skarg katyńskich”. Skargi zostały złożone przez polskich obywateli przeciwko Federacji Rosyjskiej w związku z domniemanymi nieprawidłowościami w ramach rosyjskiego śledztwa katyńskiego nr 159, umorzonego w dniu 21 września 2004 r. decyzją Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej - poinformowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych. W Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu rozpatrywanych jest obecnie sześć skarg katyńskich. Trybunał uznał za dopuszczalne skargi katyńskie złożone: w 2007 r. przez Jerzego Janowca i Antoniego Trybowskiego oraz w 2009 r. przez Witomiłę Wołk-Jezierską - córkę zamordowanego w Katyniu oficera artylerii Wincentego Wołka - wraz z 12 innymi osobami. Trybunał zdecydował również o konieczności rozpatrzenia wszystkich zarzutów podniesionych przez polskich obywateli dotyczących ewentualnego naruszenia artykułów Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Wśród najważniejszych zarzutów rodzin ofiar wobec władz Rosji są: brak skutecznego postępowania wyjaśniającego zbrodnię katyńską (oznacza złamanie art. 2 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka) oraz poniżające traktowanie krewnych ofiar zbrodni katyńskiej (art. 3 Konwencji), m.in. poprzez negowanie zbrodni katyńskiej jako historycznego faktu w wyrokach rosyjskich sądów. Z kolei w sprawie trzeciej skargi wniesionej do Trybunału przez Danutę Kraczkiewicz i 18 innych osób, czwartej skargi zarejestrowanej w Trybunale pod nazwiskami Wojciechowska i Mazur oraz piątej skargi Dariusza i Jacka Dawdów, Trybunał uznał ich niedopuszczalność ze względów formalnych. W komunikacie MSZ nie odniesiono się do ostatniej, złożonej w kwietniu br., skargi Elżbiety Popiel i jej dwójki dzieci - potomków Stanisława Kretkowskiego - adiutanta gen. Mieczysława Smorawińskiego, którzy zostali zamordowani w Katyniu. Pełnomocnik prawny rodzin ofiar katyńskich Ireneusz Kamiński powiedział, że decyzja Trybunału w Strasburgu o dopuszczalności skarg katyńskich poprzedza wydanie wyroku w tej sprawie. Jego zdaniem skargami katyńskimi może zająć Wielka Izba Trybunału, której wyrok - zazwyczaj poprzedzony rozprawą - jest ostateczny. Wielka Izba Trybunału, która złożona jest z 17 sędziów, rozpatruje najbardziej priorytetowe sprawy. Podstawowy skład, w jakim Trybunał rozpatruje skierowane do niego skargi, ma siedmiu sędziów. Od wyroków tego składu istnieje jednak możliwość odwołania się do Wielkiej Izby Trybunału. - Jestem szczęśliwy, że decyzja jest właśnie taka. Sprawa została uznana za dopuszczalną i jest to ostatni akord przed wydaniem wyroku przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Oznacza to, że teraz już tylko należy uzbroić się w cierpliwość, poczekać, aż ten wyrok zapadnie - być może on będzie poprzedzony rozprawą, być może sprawa będzie rozpatrywana przez Wielką Izbę Trybunału - powiedział Kamiński. Wniesienie skarg rodzin ofiar zbrodni katyńskiej poprzedziły postępowania prawne w Rosji, polegające na zwróceniu się do Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej o przyznanie krewnym ofiar NKWD z 1940 r. statusu pokrzywdzonych w rosyjskim śledztwie w sprawie zbrodni katyńskiej oraz o dokonanie rehabilitacji zamordowanych. Ewentualna zgoda rosyjskich prokuratorów oznaczałyby m.in., że krewni mieliby dostęp do dokumentacji śledztwa, dzięki czemu mogliby poznać okoliczności śmierci swoich bliskich. Na dotychczasowe wnioski krewnych ofiar rosyjska prokuratura odpowiada negatywnie, a jej odmowne decyzje podtrzymują rosyjskie sądy. Po wstępnej analizie zarzutów Trybunał uznał, że skargi rodzin ofiar powinny zostać zakomunikowane rządowi Rosji i przyjął tzw. szybką ścieżkę rozpoznania sprawy. Tym samym strasburscy sędziowie ocenili, że rosyjski wymiar sprawiedliwości mógł rzeczywiście nie przeprowadzić rzetelnego śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej. Do skarg katyńskich jako tzw. trzecia strona przystąpił także rząd Polski. W sprawie skarg katyńskich wciąż istnieje możliwość zawarcia ugody między stronami (reguluje to art. 39 Konwencji), mimo że krewni ofiar Katynia - po rosyjskiej odpowiedzi z października 2010 r. do Trybunału - wycofali propozycję polubownego załatwienia sprawy. W piśmie, pod którym podpisał się rosyjski wiceminister sprawiedliwości Georgij Matiuszkin, napisano, że Rosjanie nie mają obowiązku wyjaśniać losu zamordowanych przez NKWD w 1940 r. polskich oficerów - jak to określili - zaginionych w wyniku "wydarzeń katyńskich". Zasadniczym warunkiem ugody jest przeprowadzenie przez władze Rosji skutecznego postępowania wyjaśniającego zbrodnię katyńską, co wiąże się m.in. z odtajnieniem całości akt rosyjskiego śledztwa katyńskiego. Istotna jest także zmiana dotychczasowej kwalifikacji prawnej zbrodni ze "zbrodni pospolitej" (ulegającej przez to przedawnieniu) na "zbrodnię wojenną i zbrodnię przeciwko ludzkości". Ponadto warunkiem ugody jest prawna rehabilitacja wszystkich ofiar zbrodni katyńskiej. Zgodnie z konwencją praw człowieka postępowanie dotyczące ugody jest poufne. Skuteczne przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego zbrodnię katyńską wiąże się m.in. z odtajnieniem wszystkich tomów akt śledztwa w tej sprawie, które w latach 1990-2004 prowadziła rosyjska Główna Prokuratura Wojskowa. Dochodzenie to zostało umorzone 21 września 2004 r. – na podstawie art. 24 pkt. 4 Kodeksu Postępowania Karnego Federacji Rosyjskiej - "z powodu śmierci winnych". Z kolei rehabilitacja ofiar Katynia - zgodnie z rosyjskim prawem - mogłaby odbyć się na podstawie ustawy o rehabilitacji ofiar represji politycznych albo w drodze dekretu prezydenta Rosji. Tego rodzaju możliwości prawne przedstawił w lutym rosyjskim i polskim mediom ambasador Federacji Rosyjskiej w Polsce Aleksandr Aleksiejew. Rehabilitacja potencjalnie otwiera drogę do możliwych odszkodowań finansowych ze strony Rosji na rzecz rodzin ofiar NKWD. Deklarują one jednak, że nie będą się takich odszkodowań domagać. Skarżący żądają wyłącznie symbolicznego odszkodowania w wysokości jednego euro. Do tej pory Polska otrzymała 148 tomów kopii ze zgromadzonych 183 tomów akt śledztwa. 35 tomów wraz z postano
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Jak minister Sikorski rozumie autonomię państwa i Kościoła Separacja skoordynowana, separacja wroga Dr Przemysław Czarnek W "Kropce nad i" 28 czerwca br. minister Radosław Sikorski próbował wyjaśniać, dlaczego skierował do Stolicy Apostolskiej notę dyplomatyczną w sprawie wypowiedzi ojca Tadeusza Rydzyka o totalitaryzmie - to głośna już wypowiedź z konferencji w Brukseli. Analiza wystąpienia Sikorskiego nie pozostawia najmniejszych wątpliwości - polski minister spraw zagranicznych nie rozumie istoty rozdziału (autonomii, niezależności) państwa i Kościoła, a tym samym nie rozumie traktatu międzynarodowego, jakim jest konkordat pomiędzy Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską. To zatrważające, bo mowa przecież o osobie, która odpowiedzialna jest za politykę zagraniczną naszego państwa - kto jak kto, ale szef dyplomacji powinien znać podstawowe kanony prawa międzynarodowego. Minister Sikorski stwierdził m.in.: "Stoję na straży poszanowania dla konkordatu (...) który mówi w art. 1, że Rzeczpospolita Polska i Stolica Apostolska potwierdzają, że państwo i Kościół katolicki są - każde w swej dziedzinie - niezależne i autonomiczne, oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego". Dalej minister Sikorski wyjaśnił, jak rozumie ten przepis, odnosząc go do wypowiedzi i działań ojca Tadeusza Rydzyka: "Ojciec Rydzyk wkroczył w sferę profanum, a nie sacrum. Nikt mu nie zabrania głosić Słowa Bożego, walczyć o zbawienie naszych dusz, ale geotermia czy prezentowanie swoich racji biznesowych to nie jest głoszenie Słowa Bożego". Jak odczytać te słowa? Nie inaczej, jak tylko jako propagowanie antyklerykalnego hasła komunistów - "klerycy do kaplicy". Minister spraw zagranicznych stwierdził bowiem ni mniej, ni więcej, że autonomia państwa i Kościoła polega na tym, że duchowni mają prawo siedzieć w Kościele i głosić Ewangelię (łaskawca, "nikt im przecież tego nie zabrania" - deklaruje Sikorski). Duchowny to jednak - zdaniem Sikorskiego - jakby nie obywatel państwa polskiego, tylko pewnie obywatel państwa Watykan i nie wolno mu komentować polskiego życia politycznego, prowadzić jakiejkolwiek innej działalności, bo to już jest duchownemu zabronione w oparciu o art. 1 konkordatu. I właśnie wtedy gdy duchowny komentuje działania władz publicznych, a co gorsza prowadzi działalność niezwiązaną bezpośrednio z głoszeniem Słowa Bożego - w tym wypadku w ramach prowadzonej fundacji inwestuje w geotermię - to jest to już naruszenie prawa i powód do zastosowania art. 28 konkordatu, zgodnie z którym "układające się Strony będą usuwać na drodze dyplomatycznej zachodzące między nimi różnice dotyczące interpretacji lub stosowania niniejszego konkordatu". Tym samym jest to dla Radosława Sikorskiego powód do wystosowania noty dyplomatycznej (swego rodzaju skargi) do Stolicy Apostolskiej. Absurd. Trzeba wyjaśnić panu ministrowi, że przepis art. 1 konkordatu i art. 25 Konstytucji - "autonomia oraz wzajemna niezależność każdego w swoim zakresie [państwa i Kościoła], jak również współdziałanie dla dobra człowieka i dobra wspólnego" - wyraźnie wskazuje na separację skoordynowaną, a nie wrogą (jak to odbywało się w PRL, ZSRS czy w innych państwach komunistycznych), separację, w której oba podmioty - państwo i Kościół - są autonomiczne we wzajemnych relacjach wewnętrznych i niezależne w swych stosunkach na zewnątrz. Przestrzeganie tej zasady sprowadza się przede wszystkim do gwarancji wzajemnej nieingerencji państwa i Kościoła (instytucjonalnego) w sprawy, które należą do ich odrębnych zakresów działania. Oznacza to, że zarówno państwo, jak i Kościoły tworzą swoje odrębne systemy prawa - system prawa państwowego i system prawa kościelnego (kanonicznego), które są odrębne i w stosunku do siebie niezależne. Dalej oznacza to, że działania oparte na normach prawa kanonicznego nie wywołują automatycznie skutków prawnych w prawie państwowym i odwrotnie. Poza tym urzędnik państwowy nie jest jednocześnie hierarchą kościelnym i odwrotnie. Kościół (instytucjonalny) nie ma prawa decydować o obsadzie urzędów państwowych i odwrotnie. Powstają w tym miejscu zasadnicze pytania: Czy którakolwiek z tych reguł została naruszona poprzez działalność tego czy innego duchownego w Polsce? Czy reguły te naruszył swą działalnością i wypowiedziami ojciec Tadeusz Rydzyk? Oczywiście, że nie. Tylko odbieranie duchownym przysługujących im praw zagwarantowanych każdemu człowiekowi w Konstytucji RP, takich jak m.in. wolność słowa, może prowadzić do absurdalnych wniosków przeciwnych i stać się podstawą wystosowania noty dyplomatycznej do Stolicy Apostolskiej. Zresztą próbował to wyjaśnić ministrowi Sikorskiemu, w sposób dyplomatyczny, rzecznik Stolicy Apostolskiej ks. Federico Lombardi, gdy stwierdził, że "jakiekolwiek oświadczenie ks. Tadeusza Rydzyka nie angażuje Stolicy Apostolskiej ani polskiego Kościoła. Ojciec Tadeusz Rydzyk przemawia we własnym imieniu" - jako obywatel państwa polskiego, któremu przysługuje pełnia praw zagwarantowanych także w polskiej Konstytucji - można dodać. Niestety, wyjaśnienie to, jak widać, pozostaje niezrozumiałe dla polskiego ministra spraw zagranicznych, a także innych jego partyjnych kolegów, opluwających ks. bp. Wiesława Meringa czy ks. prof. Józefa Krukowskiego, a których nazwisk - przez litość - nie będę wymieniał. Na koniec godzi się wyjaśnić ministrowi Sikorskiemu i jego partyjnym kolegom, emocjonalnie zabierającym głos w tej sprawie, że demokracja to ustrój ścierania się poglądów i opinii, przy wzajemnym poszanowaniu dla osób opinie te wypowiadających - tak trafnie zdefiniował demokrację Gustaw Zagrobelsky, były szef włoskiego sądu konstytucyjnego. Można nie zgadzać się z opiniami wyrażanymi przez ojca Tadeusza Rydzyka. Każdy ma do tego prawo. Ale nie można przy tej okazji opluwać jego samego i innych osób (m.in. ks. bp. Wiesława Meringa, ks. prof. Józefa Krukowskiego), bo takie działania są sprzeczne z istotą demokracji. A przecież nikt inny, tylko partia ministra Sikorskiego oznajmia wszem i wobec, że o rozwój wartości demokratycznych walczy. Czy prawdziwie? Autor jest konstytucjonalistą, pracownikiem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie. [media]http://www.youtube.com/watch?v=mZaAUr15e0I&feature=related[/media]
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
A słyszę pobłogosław. TO po co te kłamstwa, że zwrócić?
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Gość napisał:
A słyszę pobłogosław. TO po co te kłamstwa, że zwrócić?
Pozwolisz że cię trochę oświecę ciemnoto.Po uzyskaniu niepodległości(1918 bo pewnie nie wiesz) śpiewano już Ojczyznę wolną pobłogosław Panie, by w czasach okupacji hitlerowskiej oraz w PRL ponownie powrócić do nieco zmienionej wersji, proszącej o przywrócenie wolności Ojczyźnie: Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Już sam nie wiem, czy mamy Ojczyznę wolną, czy powinni nam ją zwrócić ? A jak zwrócić to kto ?
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Gość napisał:
Już sam nie wiem, czy mamy Ojczyznę wolną, czy powinni nam ją zwrócić ? A jak zwrócić to kto ?
"Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie " Czy rozumiesz ponieważ jest wielu takich jak ty, w Bogu nadzieja, a ty leć całować zad Putina.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
A rzeknijże mi waść dlaczego Ojczyzna wolną nie jest?
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Gość napisał:
A rzeknijże mi waść dlaczego Ojczyzna wolną nie jest?
Masz oczy Asan - poczytaj, masz uszy - posłuchaj, masz rozum - pomyśl.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Gość napisał:
Masz oczy Asan - poczytaj, masz uszy - posłuchaj, masz rozum - pomyśl.
O co Wam chodzi ? Coraz mnie rozumię to foróm.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
14. Tajemnicze zgony, tajemnicze zbiegi okoliczności Eugeniusz Wróbel – Wykładowca na Politechnice Śląskiej spełniał wszelkie kryteria, aby być powołanym w skład biegłych polskiej prokuratury. Należał do nielicznego grona ekspertów, którzy doskonale orientują się w tematyce lotniczej i są w stanie poddać merytorycznej ocenie dokument moskiewskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego. Był gotowy do polemiki z tym raportem. Ginie w nieprawdopodobnych okolicznościach na trzy dni przed jego opublikowaniem. http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101019&typ=po&id=po01.txt http://tvp.info/informacje/polska/syn-wrobla-niepoczytalny-blisko-umorzenia/3496428 Grzegorz Michniewicz – Dyrektor Generalny Kancelarii Premiera Donalda Tuska. Zginął 23 grudnia 2009 roku. Wg oficjalnych doniesień, popełnił samobójstwo wieszając się na sznurze od odkurzacza. Niektórzy twierdzą, że mogło to mieć związek z aferą hazardową, a inni dopatrują się związku z powrotem Tupolewa z rosyjskiej Samary, który 10 kwietnia rozbił się pod Smoleńskiem. Samolot ten wrócił z tego zakładu w dniu jego śmierci. bp Mieczysław Cieślar – zginął 18.04.2010 r. w godzinach nocnych w wypadku samochodowym. Miał być nastepcą ks.Adama Pilcha – który zginął w Smoleńsku. Bp Cieślar był przewodniczącym Kolegium Komisji Historycznej w sprawie inwigilacji luteran przez SB dr Dariusz Ratajczak – zginął 28.05.2010 r. w bardzo zagadkowych okolicznościach. Był on doktorem historii, jedynym w Polsce skazanym za „kłamstwo oświęcimskie”. Znajdujące się w stanie znacznego rozkładu zwłoki znaleziono w samochodzie renault kangoo, który prawdopodobnie od 28 maja stał na parkingu pod “Karolinką”. Gwoli uczciwości trzeba dodać, że był też ofiarą nagonki w “Wyborczej”. prof. Marek Dulinicz- zginął 06.06.2010 r. – szef “rzekomej” grupy archeo która miała wyjechać do Smoleńska. Zginął w wypadku samochodowym. szyfrant Zielonka – jego szczątki odnaleziono w kwietniu 2010 r. w Wiśle. Czy przypadkiem nie było tak, że był on potrzeby Rosjanom do rozszyfrowania kodów z telefonów satelitarnych. A potem się go po prostu pozbyli?” Wojciech Sumliński – (przeżył) 08.06.2010 r. – Dziennikarz śledczy Wojciech Sumliński uderzył w Białej Podlaskiej samochodem w mur cmentarny. W oponie znaleziono poziomo wbity gwóźdź, który ją przedziurawił. Dziennikarz chce złożyć do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Uratował go fakt, że planując wyjechać do Warszawy, chcąc coś załatwić jechał jeszcze po mieście. Dzięki temu prędkość w momencie pęknięcia opony wynosiła 60 km/h ************************************************************* Na ten temat można by pisać jeszcze długo, przedstawiać całą listę dezinformacji, całą listę pytań, które zostały postawione władzom i prokuraturze, a które nie doczekały się odpowiedzi, cytować “ekspertów” z Gazety Wyborczej, których nazwiska figurują w raporcie o weryfikacji WSI, zaniedbania polskich służb specjalnych, brak dyskrecji odnośnie listy pasażerów, naciskach na prezydenta, aby jednak nie jechał pociągiem, tylko leciał samolotem itp. Na zakończenie należy zwrócić uwagę, że co prawda w każdej katastrofie zdarzają się jakieś wątki, które bulwersują, dziwią, zaskakują, stawiają znaki zapytania. W każdym takim wypadku są jakieś błędy, zaniedbania, w każdej katastrofie jest coś dziwnego, coś co nie daje spokoju. Niestety w przypadku katastrofy smoleńskiej mamy zupełnie inną sytuację, odwróconą o 180 stopni, ponieważ za każdym razem zadaję sobie pytanie, czy jest tutaj coś normalnego, coś typowego, coś, o czym można powiedzieć, że jest oczywiste i nie budzi wątpliwości. Jak do tej pory nie przyszło mi nic do głowy. Im więcej pojawia się nowych wątków, tym więcej rodzi się pytań bez odpowiedzi, a próba wyjaśniania niektórych zagadek przez Gazetę Wyborczą kończy się ich kolejną i totalną kompromitacją wynikającą z zupełnego braku kompetencji (np. “Niskie loty Gazety Wyborczej” na http://www.naszdziennik.pl/bpl_index.php?dat=20100709&typ=po&id=po02.txt , “Zarzuty na ślepo” na http://smolensk-2010.pl/2010-07-19-zarzuty-na-slepo.html itp). Żadna inna katastrofa nie miała takiej wagi, nie była owiana taką tajemnicą, taką dezinformacją, tak nieodpowiedzialnym i lekceważącym podejściem do śledztwa, takim karygodnym zachowaniem władz przed i po katastrofie, nie budziła tylu niejasności, pytań bez odpowiedzi, sprzeczności, jak ta z 10 kwietnia 2010 roku. A ostatnio obserwujemy desperackie próby zwalczania takich argumentów i to bynajmniej nie za pomocą merytorycznej i rzeczowej dyskusji, tylko za pomocą ośmieszania, przeinaczania naszych myśli, wyrywania z kontekstu i polemizowania z fragmentami, które jak im się wydaje, są najłatwiejsze do obalenia i robienia w ten sposób wrażenia, że całość nie jest lepsza. Z mediów usuwa się niewygodnych ludzi, którzy próbują poruszać ten temat od innej strony (Jacek Karnowski, Misja Specjalna, Bronisław Wildstein, Jan Pospieszalski, Tomasz Sakiewicz, itp.) W zarządzie TVP zostali tylko ci, którzy popierają politykę ugrupowań dążących do udaremnienia powołania międzynarodowej komisji śledczej. Dlatego nie potrafię nadziwić się ludziom, którzy z nutą kpiny zarzucają nam tworzenie kolejnych spiskowych teorii dziejów, nie zauważając, że tak na prawdę, to ich wersja jest w gruncie rzeczy naiwna, łatwowierna, pozbawiona logiki i zdrowego rozsądku, opiera się na spekulacjach i ślepym zaufaniu do mediów, od których śmierdzi agenturą, zakłamaniem i stronniczością.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Kto tak naprawdę stoi za zabójstwami JFK i Martina Luthera Kinga? Czy wypadek księżnej Diany był rzeczywiście tylko wypadkiem? Czy wyniki oficjalnych śledztw są prawdziwe? Co mogą ukrywać władze? Najmniejsze niewiadome i nieścisłości sprawiają, że wokół głośnych śmierci zaczynają powstawać teorie spiskowe - od takich, które brzmią całkiem prawdopodobnie, aż po całkowicie absurdalne i niedorzeczne. JFK... Oswald... Ruby... 22 listopada 1963 roku, 12:30, Dallas (stan Teksas). To właśnie wtedy miało miejsce jedno z najbardziej zagadkowych zabójstw w historii USA. Na Dealey Plaza został zastrzelony 35. prezydent Stanów Zjednoczonych, John Fitzgerald Kennedy. Podczas przejazdu prezydencką limuzyną padły trzy (lub jak sądzą wyznawcy teorii spiskowej cztery) strzały. Kennedy został śmiertelnie trafiony w szyję i głowę. Towarzyszący prezydentowi gubernator Teksasu John Connally, który siedział w przedniej części pojazdu, został bardzo ciężko ranny, ale lekarzom udał o się uratować mu życie. Głośne wypadki i zamachy - zobacz galerię zdjęć Kennedy został natychmiast przetransportowany do Parkland Hospital w Dallas, gdzie o godzinie 13 zmarł. Już po godzinie i dwudziestu minutach policja ujęła domniemanego sprawcę zabójstwa - Lee Harveya Oswalda (były żołnierz US Marines, niekryjący swoich marksistowskich sympatii). Oswald nie zamierzał jednak poddać się bez rozlewu krwi - przed zatrzymaniem zastrzelił policjanta, który chciał go aresztować. Oswald pracował w budynku składnicy książek, z którego padły strzały. Na piątym piętrze budynku znaleziono karabin - własność zamachowca. Do osądzenia Oswalda jednak nie doszło. 25 listopada, kiedy wyprowadzano go z budynku policji w Dallas, został zastrzelony przez Jacka Ruby'ego, powiązanego z mafią właściciela klubu nocnego. 29 listopada, na polecenie prezydenta Lyndona B. Johnsona, została powołana w celu wyjaśnienia zabójstwa Kennedy'ego "Komisja Warrena" (jest to nieoficjalna nazwa komisji dochodzeniowej, na czele której stanął Earl Warren). Po dziesięciu miesiącach śledztwa konkluzje Komisji były następujące: nie znaleziono przekonujących dowodów na jakikolwiek krajowy lub zagraniczny spisek. Komisja stwierdziła ponadto, że Lee Harvey Oswald działał sam, zabijając Kennedy'ego, a Jackowi Rubinowi nikt nie pomagał ani nie działał on na niczyje zlecenie. Niezadowolonych z wyników prac Komisji Warrena nie brakowało. Efektem były liczne teorie oparte na przypuszczeniach, komu najbardziej zależało na śmierci Kennedy'ego. Oto niektóre z nich: Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) bardzo często pojawia się w kontekście organizatora zamachu na prezydenta. CIA, która miała już pokaźne doświadczenie w potajemnych morderstwach zagranicznych notabli, nie cieszyła się dużym uznaniem Kennedy'ego. Prezydent wkrótce po nieudanej inwazji w Zatoce Świń na Kubie miał powiedzieć do jednego ze swoich współpracowników: "Coś złego dzieje się w CIA i chcę wiedzieć, co to jest. Rozerwę CIA na tysiące kawałków i przepędzę ją na cztery wiatry". Pojawiła się też koncepcja udziału kubańskich emigrantów w spisku na życie prezydenta. Niepowodzenie akcji wspieranej przez CIA w Zatoce Świń zniechęciło Kennedy'ego do przeprowadzenia podobnych wypadów. To oczywiście nie podobało się Kubańczykom mieszkającym w USA, który chcieli za pomocą siły skończyć z reżimem Fidela Castro. Zwolennicy spiskowych teorii nie oszczędzili również bliskiego sojusznika USA - Izraela. Kennedy, postrzegany jako sympatyk Arabów, był przeciwny przeprowadzeniu przez Żydów ściśle tajnego programu nuklearnego zwanego "Dimona". Pojawiała się również koncepcja, że to mafia chciała zemścić się na Kennedym za zwiększenie presji w zwalczaniu przestępczości. Bliska współpraca mafii z CIA w celu zabicia Castro tylko przysparzały zwolenników tej teorii. Liczni eksperci poddają w wątpliwość liczbę oddanych strzałów. Według wersji oficjalnej padły trzy wystrzały, co jednak zostało podważone po szczegółowej analizie dźwięku. Według niekórych mógł paść jeszcze jeden wystrzał, który oddany został prawdopodobnie z broni o większym kalibrze i próbowano go zsynchronizować ze strzałami Oswalda. Malcolm X - zabójcze strzały na wiecu Niezwykle kontrowersyjne poglądy Malcolma X (prawdziwe nazwisko to Malcolm Little) przysporzyły mu rzeszy przeciwników gotowych, jak się później okazało, nawet do popełnienia zbrodni. Ich nienawiść osiągnęła punkt kulminacyjny 21 lutego 1965 roku w Audubon Ballroom w Nowym Jorku. Malcolm X, radykalny przywódca Organizacji Jedności Afroamerykańskiej, nie krył się ze swoimi przekonaniami. Twierdził, że rasa czarna jest najlepsza we wszystkich sferach życia. Pomimo że wielokrotnie oskarżano go o szerzenie rasizmu i przemocy, uważany jest za jednego z największych i najbardziej wpływowych Afroamerykanów w historii. Podczas wiecu w Audubon Ballroom Malcolm X przemawia z przedniej części sceny. Gorąco nawołuje swoich zwolenników do podjęcia walki. Nagle ze swoich miejsc wstaje pięciu mężczyzn. Zaczynają strzelać do mówcy. Malcolm X umiera 30 minut później, zanim na miejsce przyjechała karetka. Policja aresztowała Thomasa Hagana, Normana 3X Butlera i Thomasa 15X Johnsona (członkowie Nation of Islam – islamskiej organizacji, uważanej za hermetyczną sektę, walcząca o prawa czarnych). Wszyscy trzej mężczyźni zostali uznani za winnych i skazani. Malcolm X ostrzegał swoich zwolenników przed używaniem narkotyków, które nazywał "bronią białych ludzi". Według niektórych, poglądy czarnoskórego aktywisty mogły rozzłościć handlarzy narkotyków, którzy zlecili zabójstwo, żeby nie narażać się na straty spowodowane naukami radykalnego przywódcy. Kolejne teorie głosiły, że to nowojorska policja, FBI i CIA stały za morderstwem Malcolma X. CIA uważała Malcolma X za jedno z największych xzagrożeń dla narodowego bezpieczeństwa. Podczas wizyty w 1964 roku w Afryce był on mocno pilnowany przez agentów. Podczas tej wizyty Malcolm X usilnie starał się wywrzeć presję na Organizację Jedności Afrykańskiej, by ta uchwaliła rezolucję potępiającą rasistowską politykę USA. FBI zainteresowało się z kolei Malcolmem X w 1953 roku, kiedy ten zaczął "flirtować" z partią komunistyczną. Przez następnych dziesięć lat Federalne Biuro Śledcze zgromadziło tysiące dokumentów dotyczących wszelkiej aktywności politycznej Malcolma X.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Tragiczna śmierć na balkonie Lorraine Motel Jak głosi oficjalna wersja, 4 kwietnia 1968 roku Martina Luthera Kinga (wieloletniego działacza na rzecz równouprawnienia i zniesienia dyskryminacji rasowej) zamordował James Earl Ray. Ray miał wynająć w Memphis pokój naprzeciw Lorraine Motel, w którym przebywał King. Następnie za pomocą karabinu snajperskiego oddał jeden strzał do Kinga, który akurat przebywał na balkonie motelu. Kula trafiła ofiarę w rdzeń kręgowy. King został natychmiast przewieziony do St. Joseph's Hospital, gdzie o 17:05 stwierdzono zgon. Świadkowie zeznali później policji, że widzieli, jak Ray opuścił swój pokój po kilku chwilach od oddania strzału. Funkcjonariusze zabezpieczyli odciski palców znalezione na lornetce i na strzelbie, którą Ray zakupił zaledwie sześć dni przed morderstwem. Po dwóch tygodniach poszukiwań Ray został aresztowany na lotnisku Heathrow. W trakcie procesu Ray, wiedząc, że tylko przyznanie się do winy uchroni go przed karą śmierci, zrobił to. W marcu 1969 roku zapadł wyrok - 99 lat więzienia. Pomimo licznych apelacji wnoszonych przez obrońców Raya sąd nie zdecydował się na ponownie rozpatrzenie tej sprawy. W latach 1977-1978 sprawą morderstwa Kinga zajął się House Select Committee on Assassinations, który stwierdził, że istnieje olbrzymie prawdopodobieństwo, że w planowaniu zbrodni uczestniczyły osoby trzecie, ale to jednak Ray pociągnął za spust. Do swojej śmierci za więziennymi murami, która nastąpiła 23 kwietnia 1998 roku, Ray twierdził, że jest niewinny. Przekonywał, że przyznał się do morderstwa, ponieważ był do tego zmuszany przez swoich prawników, którzy liczyli na pokaźny zarobek związany z nakręceniem filmu o zbrodni. Kolejna teoria wysnuta przez Raya mówi, że prawdziwym sprawcą zabójstwa Kinga jest tajemniczy, wywodzący się z półświatka przestępczego, Raul. Kiedy Raul poprosił Raya o zakup karabinu i zameldowanie się w pewnym pokoju w Memphis, ten bez cienia wątpliwości i dodatkowych pytań uczynił to. Śmiertelny strzał miał również oddać Raul. Ta teoria tak bardzo przekonała śledczych, iż w 1994 roku oskarżyli oni emerytowanego pracownika salonu samochodowego z Nowego Jorku, którego Ray miał rozpoznać na fotografii, o dokonanie zbrodni. Mężczyzna został jednak szybko oczyszczony z wszelkich zarzutów. William Pepper, ostatni obrońca reprezentujący Raya, twierdził z kolei, że jego klient został wrobiony przez rząd USA, który z pomocą mafii miał wyeliminować Kinga. Dodatkowo powołano zespół złożony z żołnierzy Zielonych Beretów, który miał wejść do akcji, jeśliby człowiek mafii nie wypełnił swojej misji. W swojej książce, opublikowanej w 1994 roku, Pepper twierdzi, że w zamach zaangażowani były ponadto CIA, FBI, armia i policja z Memphis. Kolejną osobą twierdzącą, że zna odpowiedź na pytanie, kto jest prawdziwym sprawcą morderstwa Konga był Lloyd Jowers, który w 1968 roku prowadził bar Jim's Grill, znajdujący się po drugiej stronie tej samej ulicy Lorraine Motel. W 1993 roku wyjawił on, że Frank Liberto dał mu 100 tysięcy dolarów na znalezienie najemnika, który by zabił Kinga. Jowers następnie stwierdził, że mordercą, którego udało mu się wynająć, z całą pewnością nie był Ray. Morderstwo w sercu Sztokholmu Dwie dekady temu Szwecją, krajem o ustabilizowanej sytuacji politycznej i gospodarczej, wstrząsnął zamach na premiera, Olofa Palmego. 28 lutego 1986 roku o godzinie 23:21 na centralnej ulicy Sztokholmu, Sveavägen, do Palmego i jego żony podszedł mężczyzna i oddał do nich strzały. Palmego trafił w plecy, a jego żonę Lisbet w ramię. Polityk natychmiast został przewieziony do szpitala, gdzie jednak zmarł 1 marca, sześć minut po północy. Ponieważ nigdy nie udało się znaleźć i skazać sprawcy zamachu, powstało kilka teorii, które miały wyjaśnić powody śmierci polityka. Jednym z podejrzanych o targnięcie się na życie premiera był Victor Gunnarsson, prawicowy ekstremista, który wkrótce po wypuszczeniu z aresztu wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Tam też został zamordowany. Ponad półtora roku od zabójstwa policja zatrzymała Christera Petterssona, drobnego przestępcę, narkomana i alkoholika. Zidentyfikowany przez żonę Palmego jako morderca został skazany. Jednak po odwołaniu się do Sądu Najwyższego, głównie z powodu niemożności znalezienia narzędzia przestępstwa, został uniewinniony. Według kontrowersyjnego badacza teorii spiskowych, Lyndona LaRouche, morderstwo Palmego jest ściśle powiązane ze światowym czarnym rynkiem handlu bronią. Trzy dni przed śmiercią polityka Licio Gelli, członek Propaganda Due (włoskiej Loży Masońskiej), w telegramie wysłanym do Philipa Guarino (obracał się w kręgach amerykańskich republikanów) stwierdził: "Powiedz twojemu przyjacielowi, że szwedzka dłoń (gra słów, słowo »palm« może odnoście się również do nazwiska Palme) zostanie ścięta". Propaganda Due miała być rzekomo bardzo zainteresowana śmiercią Palmego, ponieważ Szwecja była jednym z najzacieklejszych przeciwników nielegalnego handlu bronią podczas wojny iracko-irańskiej. Zgoła inny powód zabicia szwedzkiego premiera przedstawił pułkownik Eugene de Kock, były oficer policji z Republiki Południowej Afryki. Stwierdził on mianowicie, że Olof Palme został zabity ponieważ w sposób zdecydowany przeciwstawiał się apartheidowi i usilnie wspierał Afrykański Kongres Narodowy. De Kock utrzymywał, że zbrodni dopuścił się Craig Williamson, północnoafrykański superszpieg.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
"Goodbye England's Rose" Tajemnicza i nagła śmierć Diany Frances Spencer, księżnej Walii, do dziś budzi sporo wątpliwości. Diana podróżując razem z Dodi al-Fayedem w drodze powrotnej z francuskiej i włoskiej Riwiery, zatrzymała się w Hotelu Ritz (własność ojca Dodiego - Mohameda al-Fayeda) w Paryżu. Jako że każdy krok pary był pilnie obserwowany przez paparazzich, Henry Poul (szef ochrony w Ritzu), zdecydował, że opuszczą oni hotel tylnym wyjściem. Podjęto decyzję, żeby dla zmylenia paparazzich zamiast Mercedesem 600 ruszyć w drogę zwykłym, niczym niewyróżniającym się Mercedesem 280. Za kierownicą zasiadł Poul, miejsce obok niego zajął ochroniarz Dodiego Trevor Rees-Jones, a na tylnej kanapie zasiedli Dodi i Diana. Fotoreporterów nie udało się jednak zmylić. Ruszyli oni w pościg na Mercedesem. Poul, chcąc za wszelką cenę uciec wścibskim dziennikarzom, nacisnął mocniej na gaz. Kiedy Mercedes wjeżdżał do tunelu pod Place de Alma, jego prędkość wynosiła 105 km/godz. Nagle kierowca całkowicie stracił kontrolę nad pojazdem. Mercedes skręcił w lewą stronę i z impetem uderzył w filar wspierający pułap tunelu. Henri Paul i Dodi zginęli na miejscu, a Trevor Rees-Jones odniósł poważne obrażenia. Ciężko ranna Diana została przewieziona do szpitala Pitié-Salpetriere, gdzie wkrótce zmarła. Tragiczny wypadek miał miejsce 31 sierpnia 1997 roku pół godziny po północy. Wypadek stał się polem do szerokich spekulacji nad sposobem zbierania śladów przez francuską policję. Pożywką dla zwolenników teorii spiskowych było szybkie otwarcie, już po zaledwie czterech godzinach od wypadku, tunelu. Pojawiły się opinie, że zrobiono to celowo, by zniszczyć dowody ewentualnego zamachu na życie Diany i Dodiego. Jednym z głównych motywów potwierdzających tezę o zabójstwie Diany ma być jej domniemana ciąża. Ojcem dziecka miałby być Dodi Fayed. Służby specjalne, przy całkowitej akceptacji ze strony rodziny królewskiej, nie chcąc dopuścić do ogromnego skandalu miały przygotować zamach na kochanków. Mohammed al-Fayed w licznych wywiadach podkreślał, że już wkrótce para miała zamiar ogłosić zaręczyny. Istnieją dowody wskazujące na to, że Dodi w przeddzień wypadku kupił pierścionek zaręczynowy w jednym z ekskluzywnych sklepów jubilerskich. Domniemania na temat ciąży Diany zostały jednak podważone przez dokładną analizę krwi zmarłej. Mohamed al-Fayed nie mógł się z tym pogodzić się i twierdził, że ciało Diany zostało celowo zabalsamowane wkrótce po jej śmierci, aby potwierdzenie ciąży było niemożliwe. Lekarze jednak wyjaśniają, że olbrzymi upał, jaki panował w dniu wypadku, powodował szybki rozkład ciała Diany. Ponieważ jeszcze przed przetransportowaniem ciała księżnej do Anglii książę Karol, dwie siostry Diany oraz prezydent Francji Jacques Chirac i jego małżonka zamierzali oddać jej cześć, byłoby niedopuszczalne, by zobaczyli ją w złym stanie. Są też inne, mniej sensacyjne tropy. Jeden ze świadków wypadku twierdzi, że tuż przed wjazdem do tunelu kierowcę Mercedesa oślepił nagły jasny błysk. François Levistre miał to widzieć we wstecznym lusterku swojego pojazdu. Tym niemniej jego żona, która wtedy z nim jechała, twierdzi, że żadnych podejrzanych czy nietypowych błysków nie zauważyła. Najbardziej rozpowszechnioną teorią wyjaśniającą nagłą zmianę kierunku jazdy feralnego Mercedesa miała być kolizja z Fiatem Uno. Analiza wraku wskazała, że Mercedes miał kontakt z białym Fiatem, Jednak przeprowadzone na olbrzymią skalę poszukiwania podejrzanego samochodu zakończyły się fiaskiem. Al-Fayed twierdził, że podejrzane auto zapewne należało do francuskiego dziennikarza Jamesa Andansona, który zresztą w maju 2000 roku odebrał sobie życie. "Jörg Haider: wypadek, zabójstwo czy zamach?" Według ustaleń policji, w nocy z 10 na 11 października ubiegłego roku niedaleko Klagenfurtu samochód prowadzony przez lidera Sojuszu na rzecz Przyszłości Austrii (BZOe), a od 1999 roku gubernatora Karyntii, Jörga Haidera, pędząc z prędkością przekraczającą 140 km/godz., w pewnym momencie, podczas wyprzedzania na całkowicie prostej drodze, zboczył z niej, a następnie uderzył w betonowy słup i kilkakrotnie przekoziołkował. Służbowy dwuipółtonowy Volkswagen Phaeton został niemal całkowicie zmiażdżony. Badania krwi 58-letniego Hadera wskazały, iż miał on w organizmie 1,8 promila alkoholu. Tragicznej nocy Haider powracał z gejowskiego pubu Stadtkraemer w Klagenfurcie do Baerental, gdzie zamierzał wraz z rodziną świętować 90. urodziny swojej matki. Gubernator Karyntii zmarł na miejscu wypadku wskutek ciężkich obrażeń głowy i klatki piersiowej. Liczne ekspertyzy wykluczyły niesprawność samochodu jako przyczynę wypadku. Badanie zwłok wykluczyło także zasłabnięcie kierowcy. Haider zginął, mimo iż był przypięty pasem, a poduszki powietrzne zadziałały prawidłowo. Jednak wyjaśnienia policji nie zadowoliły zwolenników teorii głoszącej, że Haider został zamordowany. Zwolennicy Haidera podkreślają fakt, że informacje o śmierci ich przywódcy zostały przedstawione tak, aby maksymalnie skompromitować szefa narodowców, który na co dzień był surowym w obyczajowych sądach politykiem, a zmarł wracając pijany z klubu dla gejów. W kilka miesięcy po wypadku w Austrii pojawiła się książka autorstwa Gerharda Wisniewskiego "Jörg Haider: Unfall, Mord oder Attentant?" ("Jörg Haider: wypadek, zabójstwo czy zamach?"). Sam autor twierdzi, że "po 8 miesiącach badań jestem przekonany, że jest wysoce prawdopodobne, iż Haider był ofiarą zamachu na tle politycznym". Wisniewski wskazuje ponadto, że znając styl życia Haidera nie jest możliwe, by mógł on się upić do takiego stopnia, a następnie wsiąść do auta. Pisarzowi udało się wejść do garażu, gdzie stoi wrak Phaetona i twierdzi on, że na karoserii znajdują się dziwne dziury, które mogą sugerować, że wóz został zepchnięty z drogi i zgnieciony przez koparkę. Wrak pojazdu również jest źródłem licznych domniemań. Zwolennicy teorii zabójstwa pytają, jak to możliwe, by w luksusowym i zaledwie trzymiesięcznym Volkswagenie Haider mógł odnieść tylu obrażeń. Głęboka rana głowy, przerwana tętnica szyjna czy rozerwane serce to tylko niektóre z nich. Jeszcze większe zdziwienie budzi u zwolenników teorii spiskowej fakt, że na poduszkach powietrznych nie znaleziono śladu krwi. Autor: Piotr Gruszka Źródła: Onet.pl
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
W XX wieku doszło do kilkunastu wypadków lotniczych na świecie,w których uczestniczyli przywódcy państwowi. 26 lutego 2004 – w miejscowości Huskovici w Bośni i Hercegowinie zginął prezydent Macedonii Boris Trajkovski. Macedończycy lecieli do Mostaru gdzie, miało dojść do zainicjowania macedońskich starań o przyjęcie do Wspólnoty Europejskiej. Samolot prezydencki rozbił się przy słabej widoczności (mgła i deszcz) o wzgórze w pobliżu miejscowości Huskovici i Rotimlja 15 km na południowy wschód od Mostaru. Akcję ratunkową utrudniało zaminowanie terenu katastrofy, pozostałość po wojnie serbsko-chorwackiej z lat 90. Z 9 osób będących na pokładzie nikt nie przeżył katastrofy. 30 lipca 2005 – w New Site w Południowym Sudanie ginie w wypadku śmigłowca pierwszy prezydent Południowego Sudanu John Garang de Mabior 6 kwietnia 1994 - w Kigali (Rwanda) śmierć ponieśli prezydent Rwandy Juvénal Habyarimana i prezydent Burundi Cyprien Ntaryamira. Powszechnie zakłada się, że samolot Falcon H50 wiozący prezydentów został zestrzelony przez bojowników Hutu. Do dziś osoby odpowiedzialne za ten wypadek nie zostały zidentyfikowane. . . . 17 sierpnia 1988 – w Punjab w Pakistanie ginie prezydent Pakistanu Muhammad Zia-ul-Haq. Prezydent wraz z 31 współpasażerami wracali z prezentacji nowych czołgów, jakie US Army prezentowało władzom Pakistanu. Hercules 130, którym podróżowała delegacja zaraz po starcie runął na ziemię. Wg świadków samoalot najpierw eksplodował. . . . . . . 27 kwietnia 1969 – w Tocopaya w Boliwii śmiertelnemu wypadkowi ulega René Barrientos Ortuño, przywódca Boliwii. Helikopter z prezydentem na pokładzie zawadza o linie wysokiego napięcia. 13 kwietnia 1966 – w katastrofie śmigłowca w południowym Iraku ginie prezydent tego kraju Abdul Salam Arif 18 września 1961 – w Ndola w Zambii, zostaje zestrzelony samolot, na pokładzie którego znajdował się Dag Hammarskjöld – sekretarz generalny ONZ. 29 marca 1959 – ginie premier RPA Barthélemy Boganda. Boganda zginął w tajemniczej katastrofie lotniczej w drodze do Bangui. Za zamachem najprawdopodobniej stały francuskie służby specjalne gdyż w owym czasie RPA toczyło batalię o uniezależnienie od Francji. 17 marca 1957 – w Cebu na Filipinach w katastrofie samolotu Douglas C-47 śmierć wraz z 25 współpasażerami ponosi prezydent Filipin Ramon del Fierro Magsaysay 4 lipca 1943 – na Gibraltarze ginie w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach premier RP gen. Władysław Sikorski. Oficjalna wersja wydarzeń przedstawiona w raporcie brytyjskiej komisji badającej wypadek jeszcze w 1943 r., ustaliła jako przyczynę katastrofy zablokowanie steru wysokości, jednak nie potrafiła wyjaśnić, jak do awarii doszło. Do dziś jest to jedna z niewyjaśnionych zagadek II wojny światowej.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Przebieg Katastrofy IŁ 62 M "Tadeusz Kościuszko" Data: 9 maja 1987 Do najtragiczniejszego wypadku w historii polskiego lotnictwa - katastrofy samolotu Ił 62 M "Tadeusz Kościuszko" doszło w Lesie Kabackim, tuż przy biegnącej jego południowym skrajem granicy Warszawy. W jej wyniku zginęły 183 osoby - wszyscy znajdujący się na pokładzie maszyny. W sobotnie przedpołudnie 9 maja 1987 r. podwarszawski ośrodek rekreacyjno - wypoczynkowy w Powsinie i Las Kabacki roiły się od wypoczywających, rowerzystów i spacerowiczów. Tuż po godz. 11:00 na bezchmurnym niebie pojawiła się sylwetka nadlatującego od strony Piaseczna odrzutowca. Zaniepokojeni hukiem jego silników ludzie unieśli głowy. Widać było, że z maszyną dzieje się coś dziwnego - leciała zbyt nisko, chybocząc się i dymiąc. Wtem ktoś krzyknął: "on przecież spada!" IŁ 62 M Minęło zaledwie 7 lat od poprzedniej dużej katastrofy lotniczej w Polsce, gdy samolot Ił 62 "Mikołaj Kopernik" rozbił się w dawnym forcie na warszawskim Okęciu. Mimo poprzedniej katastrofy, LOT tymi właśnie radzieckimi maszynami woził pasażerów za ocean. Nowsza wersja samolotu oznaczona jako Ił 62 M (zmodernizowana) opracowana została w 1971 r., a do eksploatacji w "Aerofłocie" weszła w 1974 r. W porównaniu z poprzednim modelem Ił 62 M miał nieco lepsze wyposażenie radionawigacyjne, a nadto - sprawniejsze i osiągające większą moc silniki i dodatkowy zbiornik paliwa w stateczniku pionowym. Pozwalało to tym samolotom latać z Polski do Ameryki bez międzylądowania. W PLL "LOT" siedem Iłów 62 M pojawiło się między rokiem 1979 a 1984. Ostatnia z maszyn otrzymała znak rejestracyjny SP-LGB i imię "Tadeusz Kościuszko". Feralny lot "Tadeusz Kościuszko" do fatalnego dnia 9 maja 1987 r. przebywał w powietrzu zaledwie 5 tys. godzin. Poprzedniego dnia wieczorem samolot wrócił z Chicago. Lot przebiegał bez emocji. W dniu katastrofy zgodnie z planowym rozkładem o godz. 10.17 wystartował do czarterowego lotu na trasie Warszawa - Nowy Jork. Na jego pokładzie znajdowało się 172 pasażerów, tym 17 Amerykanów i 25 zamieszkałych za granicą Polaków oraz 11 członków załogi. Korytarz lotniczy z Warszawy w kierunku USA i Kanady przebiega w kierunku północno - zachodnim. Lecąc tym korytarzem samolot w ciągu 30 minut osiąga rejsowy pułap 10 000 m. "Tadeusz Kościuszko" nie osiągnął tej wysokości. O godz. 10.40, po 23 minutach lotu, gdy wysokościomierz pokazał 8 200 m., a samolot znalazł się nad miejscowością Warlubie niedaleko Grudziądza, nastąpiła niespodziewana awaria lewego silnika wewnętrznego. Była ona bardzo podobna do tej, która stała się przyczyną katastrofy "Mikołaja Kopernika" siedem lat wcześniej. Podobnie jak wówczas, doszło do pęknięcia wykonanego z nieodpowiedniego materiału wału turbiny niskiego ciśnienia - a w jego następstwie, do rozerwania wirnika siłą odśrodkową. Elementy rozerwanej turbiny uszkodziły sąsiedni, lewy, zewnętrzny silnik, a ponadto przebiły hermetyczną część kadłuba w okolicy pomieszczenia dla stewardess, powodując dekompresję. Zniszczony został układ sterowania sterem wysokości, przecięte przewody elektryczne, a ponadto fragment rozgrzanej do temperatury 500 stopni turbiny utkwił w wypełnionej bagażami ładowni, wywołując w niej pożar. "Ej, hermetyzacja" Pierwszą oznaką awarii był dla załogi ból w uszach spowodowany nagłą zmianą ciśnienia. "Ej, hermetyzacja" - zauważył jeden z pilotów (zapis w "czarnej skrzynce" odnalezionej po katastrofie). Jednocześnie w kabinie pilotów rozległ się sygnał informujący o rozhermetyzowaniu kadłuba i wyłączeniu automatycznego pilota. W chwilę później na pokładzie rozległ się zdenerwowany głos: "Pożar! Co jest? Pewnie pożar. Ten pierwszy płonie! Warszawa?! Dwa silniki poszły! Nie mamy sterów". Kapitan samolotu Zygmunt Pawlaczyk nie stracił jednak głowy. Postanowił wykorzystując pomocniczy ster wysokości (trymer) zejść na wysokość 4000 m. i wracać do Warszawy. Aby jednak móc bezpiecznie wylądować, Ił 62 M nie mógł ważyć więcej niż 107 ton - zaś do momentu awarii zużył dopiero 6 ton paliwa i ważył 161 ton. Konieczne było zatem zrzucenie nadmiaru paliwa. Załoga nie w pełni zdawała sobie sprawę z sytuacji. Wskutek przerwania przewodów elektrycznych większość urządzeń kontrolnych przestała działać. Kapitan nie wiedział m.in. o pożarze w bagażniku nr 4. Kapitan nie wiedział też, że jest już pierwsza ofiara - stewardessa Hanna Chęcińska, przebywająca w momencie rozhermetyzowania kadłuba w pomieszczeniu technicznym obok silników. Jej nieobecność została zauważona przez resztę załogi dopiero na 4 minuty przed katastrofą. Nikt jej więcej nie widział - ani żywej, ani martwej. Jej ciała nie odnaleziono w miejscu upadku samolotu. Nie zostało znalezione także w lasach pod Warlubiem, pomimo że poszukiwania prowadził cały pułk ZOMO. Które lotnisko? Kapitan Pawlaczyk musiał zdać się na doświadczenie i intuicję. Znad Grudziądza najbliżej miał do lotniska w Bydgoszczy, ale nie było ono przygotowane do przyjęcia tak dużego samolotu, w dodatku z poważną awarią silników i sterów. Blisko było także lotnisko Gdańsk - Rębiechowo, pełniące funkcję zapasowego portu dla Okęcia i spełniające wymogi dla przyjęcia Iła 62 M. Jednak w locie do Gdańska "Kościuszko" nie zdążyłby zrzucić wystarczającej ilości paliwa. Dowódca samolotu wiedział również, że tylko warszawskie Okęcie dysponuje najlepszym lotniczym sprzętem ratowniczym, a od początku było jasne, że lądowanie może być bardzo ryzykowne. Kolejny wybuch Był to jednak dopiero początek tragedii "Tadeusza Kościuszki". Po ok. 7 minutach od eksplozji nad Warlubiem na pokładzie znów wydarzyło się coś bardzo niepokojącego. Mikrofony w kokpicie zarejestrowały kolejny huk, jakby wybuch. Wystraszona eksplozją załoga gotowa była lądować na najbliższym lotnisku - a tym było wojskowe lotnisko w Modlinie. Przyczyna tego, co zdarzyło się w samolocie, gdy zbliżał się on do Modlina, nigdy nie została jednoznacznie wyjaśniona. Pojawiały się na ten temat dwie hipotezy. Według jednej z nich, w luku bagażowym n. 4 mogły eksplodować wiezione dla rodzin za Wielką Wodą butelki z wódką. Według drugiej, wybuchły opary nafty, przedostające się do luku z uszkodzonych przewodów paliwowych. Po dramatycznej wymianie zdań z wieżą kontrolną załoga nie zdecydowała się na lądowanie w Modlinie. Atmosfera w kokpicie znów chwilowo się uspokoiła. Wciąż działał trymer i pracowały oba prawe silniki. Samolot omijał Warszawę od wschodu, by do lądowania na najdłuższym pasie warszawskiego lotniska podejść od strony Piaseczna. Okazało się bowiem, że pompy hydrauliczne podwozia zostały uszkodzone przez odłamki wirnika i samolot będzi
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Wypadek Lufthansy w WAW (1993) W jej wyniku tego wypadku na warszawskim lotnisku Okęcie uległ rozbiciu samolot Airbus 320-211 linii Lufthansa. Z obecnych na pokładzie osób zginęły dwie, a większość pozostałych odniosła mniej lub bardziej dotkliwe obrażenia. Przyczyną wypadku były złe warunki atmosferyczny. Gdy samolot zbliżał się do lotniska, nad Okęcie nadciągnął chłodny front atmosferyczny, zdążający z zachodu na wschód, który spowodował gwałtowny opad deszczu oraz nagłą zmianę siły i kierunku wiatru osiągającego w porywach 15 m/s. Przyczyną katastrofy były błędne decyzje i działania podjęte przez załogę po otrzymaniu informacji o uskokach wiatru. Dodatkowy wpływ na rozwój wypadków miały cechy konstrukcyjne samolotu, które ograniczyły skuteczność systemów hamowania, a także niepełne informacje o wydłużeniu dobiegu w związku ze zwiększeniem prędkości podejścia, zawarte w instrukcji obsługi samolotu. Samolot Airbus A-320 był wówczas konstrukcją nową, charakteryzującą się aktywnym systemem sterowania, wspomaganym komputerowo. Panowało dość powszechne przekonanie, że zawiniło oprogramowanie, nie pozwalające załodze na wcześniejsze uruchomienie systemów hamujących - stąd zaliczenie wypadku do komputerowych katastrof.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Katastrofa Boeinga 737 (Egipt 2004) Katastrofa wydażyła się 11.02.2004 - kilka minut po starcie z położonego nad Morzem Czerwonym kurortu Sharm el Sheikh, rozbił się samolot Boeing 737-300 egipskich linii lotniczych Flash Airlines. Maszyna, lecąca do Paryża (lotnisko Charles de Gaulle) z międzylądowaniem w Kairze, wiozła na pokładzie 135 francuskich turystów oraz 13 osób załogi. Samolot zniknął z radaru zaraz po starcie, ok. 15 kilometrów od lotniska, i runął do morza. Linie Flash Airlines zostały założone w 1996 roku, a ich główną bazą jest lotnisko w Kairze. Firma wyspecjalizowała się w obsłudze ruchu turystycznego w oparciu o dotychczas posiadaną flotę składającą się z dwóch Boeingów 737-300. Flash Airlines swego czasu wykonywały również loty czarterowe do Warszawy. Na zdjęciu Boeing 737-3Q8 SU-ZCF (nr fabr. 26283/2383) - samolot, który rozbił się 3 stycznia 2004. Najwięcej osób w katastrofach lotniczych zginęło 27 marca 1977 roku, gdy na Teneryfie na Wyspach Kanaryjskich zderzyły się dwa Boeingi 747 - 583 ofiary, i 12 sierpnia 1985 roku, gdy katastrofie uległ Boeing 747 należący do japońskich linii lotniczych - 520 ofiar.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
122 osoby zginęły w niedzielę w katastrofie samolotu rosyjskich linii lotniczych Sibir w Irkucku. 70 osób (w tym dwoje Polaków) zostało rannych - poinformowało agencję ITAR-TASS przedstawicielstwo Ministerstwa do Spraw Nadzwyczajnych. Na pokładzie znajdowało się łącznie 204 osoby - 193 pasażerów, 8 członków załogi i trzy osoby nieumieszczone na liście lotu. Nadal nieznany jest los 12 osób. Samolotem leciało 14 dzieci - na wakacje nad Bajkałem. Konsul RP w Irkucku powiedział, że samolotem leciało dwoje Polaków - mężczyzna, który wyszedł z katastrofy w bardzo dobrym stanie i kobieta, która doznała kontuzji nogi. Oboje przebywają już w hotelu przy lotnisku. Do Irkucka leciało łącznie 12 cudzoziemców: oprócz dwojga Polaków, trzech obywateli Niemiec, dwóch Azerbejdżanu, dwóch Białorusi i trzech Chin. Tomasz Gorzkiewicz, który wraz z Aldoną Widawską leciał przez Irkuck na wakacje do Mongolii, powiedział, że czuje się dobrze. Jego koleżanka ma nogę w gipsie; jest podejrzenie jej złamania. "Samolot lądował w Irkucku we mgle. Już był na pasie startowym, kiedy zjechał z lądowiska i zawadził prawym skrzydłem o budynki (...) Stewardesa otworzyła drzwi z tyłu. Mieliśmy szczęście, że siedzieliśmy na samym końcu. Zeskoczyliśmy na nadmuchiwany materac. W ten sposób się uratowaliśmy" - powiedział Gorzkiewicz. Niektórzy pasażerowie, którym udało się samodzielnie wydostać z samolotu, są już w domu. Lecący z Moskwy samolot typu Airbus A-310 zjechał w niedzielę rano z pasa startowego podczas lądowania w Irkucku, uderzył w betonową przeszkodę i zapalił się. Przednia część maszyny uległa całkowitemu zniszczeniu. Pożar ugaszono dopiero po ponad 2 godzinach. Samolot lądował w deszczu. Pilot "wylądował i zameldował o tym kontrolerowi lotów, po czym połączenie zostało zarwane" - powiedział minister transportu Igor Lewitin, który kieruje rządową komisją ds. zbadania przyczyn katastrofy. Do tragedii doszło ok. godz. 8.00 czasu miejscowego (1.00 czasu polskiego). Maszyna została wyprodukowana w 1987 roku i miała na koncie 52 tys. godzin lotu. Prezydent Rosji Władimir Putin złożył kondolencje rodzinom i bliskim ofiar katastrofy. 10 lipca ogłoszono w Rosji dniem żałoby. Przyczyny katastrofy będą znane dopiero po zbadaniu czarnych skrzynek - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Generalnej Marina Gridniewa. Dodała, że rozpatruje się kilka przyczyn, w tym usterkę techniczną i "czynnik ludzki". Agencja Ria Novosti powołując się na źródła w komisji dochodzeniowej podała, że przyczyną katastrofy mogła być awaria systemu hamowania samolotu po jego przyziemieniu. Tak wynika z pierwszych ustaleń.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
122 osoby zginęły w niedzielę w katastrofie samolotu rosyjskich linii lotniczych Sibir w Irkucku. 70 osób (w tym dwoje Polaków) zostało rannych - poinformowało agencję ITAR-TASS przedstawicielstwo Ministerstwa do Spraw Nadzwyczajnych. Na pokładzie znajdowało się łącznie 204 osoby - 193 pasażerów, 8 członków załogi i trzy osoby nieumieszczone na liście lotu. Nadal nieznany jest los 12 osób. Samolotem leciało 14 dzieci - na wakacje nad Bajkałem. Konsul RP w Irkucku powiedział, że samolotem leciało dwoje Polaków - mężczyzna, który wyszedł z katastrofy w bardzo dobrym stanie i kobieta, która doznała kontuzji nogi. Oboje przebywają już w hotelu przy lotnisku. Do Irkucka leciało łącznie 12 cudzoziemców: oprócz dwojga Polaków, trzech obywateli Niemiec, dwóch Azerbejdżanu, dwóch Białorusi i trzech Chin. Tomasz Gorzkiewicz, który wraz z Aldoną Widawską leciał przez Irkuck na wakacje do Mongolii, powiedział, że czuje się dobrze. Jego koleżanka ma nogę w gipsie; jest podejrzenie jej złamania. "Samolot lądował w Irkucku we mgle. Już był na pasie startowym, kiedy zjechał z lądowiska i zawadził prawym skrzydłem o budynki (...) Stewardesa otworzyła drzwi z tyłu. Mieliśmy szczęście, że siedzieliśmy na samym końcu. Zeskoczyliśmy na nadmuchiwany materac. W ten sposób się uratowaliśmy" - powiedział Gorzkiewicz. Niektórzy pasażerowie, którym udało się samodzielnie wydostać z samolotu, są już w domu. Lecący z Moskwy samolot typu Airbus A-310 zjechał w niedzielę rano z pasa startowego podczas lądowania w Irkucku, uderzył w betonową przeszkodę i zapalił się. Przednia część maszyny uległa całkowitemu zniszczeniu. Pożar ugaszono dopiero po ponad 2 godzinach. Samolot lądował w deszczu. Pilot "wylądował i zameldował o tym kontrolerowi lotów, po czym połączenie zostało zarwane" - powiedział minister transportu Igor Lewitin, który kieruje rządową komisją ds. zbadania przyczyn katastrofy. Do tragedii doszło ok. godz. 8.00 czasu miejscowego (1.00 czasu polskiego). Maszyna została wyprodukowana w 1987 roku i miała na koncie 52 tys. godzin lotu. Prezydent Rosji Władimir Putin złożył kondolencje rodzinom i bliskim ofiar katastrofy. 10 lipca ogłoszono w Rosji dniem żałoby. Przyczyny katastrofy będą znane dopiero po zbadaniu czarnych skrzynek - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Generalnej Marina Gridniewa. Dodała, że rozpatruje się kilka przyczyn, w tym usterkę techniczną i "czynnik ludzki". Agencja Ria Novosti powołując się na źródła w komisji dochodzeniowej podała, że przyczyną katastrofy mogła być awaria systemu hamowania samolotu po jego przyziemieniu. Tak wynika z pierwszych ustaleń.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Strona 7 z 22

Dodaj odpowiedź:

Przerwa techniczna ... ...